Połączyła nas idea
Z Adamem Kozińskim, przewodniczącym Zarządu Stowarzyszenia Gmin Nadobrzańskich i zastępca burmistrza w gminie Międzyrzecz rozmawia Zenon Świgoń
Dlaczego Stowarzyszenie Gmin Nadobrzańskich ma spełniać szczególną rolę?
Stowarzyszenie Gmin Nadobrzańskich jest jedną z bardzo wielu organizacji pozarządowych, które powstają jak grzyby po deszczu, aby rozwiązać jakiś żywotny problem, osiągnąć jakiś cel lub przynajmniej połączyć ludzi o zbieżnych poglądach i oczekiwaniach. Połączyło nas jednak dążenie do rozwoju gospodarczego poprzez rozwój infrastruktury technicznej, w tym zwłaszcza w zakresie zagospodarowania ścieków w obrębie całego dorzecza Obry. Jesteśmy samorządowcami, ludźmi bardzo twardo stąpającymi po ziemi i stąd połączyła nas idea, ale nade wszystko świadomość konieczności wspólnego działania.
Myślimy kategoriami dorzecza, bo po pierwsze rzeka nie bacząc na granice administracyjne, różnice ideologiczne i uwarunkowania społeczne po prostu płynie, niosąc z sobą życiodajną siłę, zachęcającą do wiązania z regionem swoich losów, lub zanieczyszczenie, które odstrasza turystę, inwestora i mieszkańców.
Myślimy kategoriami dorzecza, bo tylko w ten sposób my mieszkańcy wsi i miast o rolniczym charakterze, z niewielką ilością przemysłu związanego z przetwórstwem płodów rolnych bądź technicznej obsługi rolnictwa, mamy szansę sięgnięcia po środki strukturalne, mamy szansę stworzyć odpowiedni nacisk społeczno-polityczny, by zwrócić uwagę na nasze potrzeby.
I myślę, że już na starcie osiągnęliśmy jeden z priorytetowych celów. Zostaliśmy zauważeni, ba, uzyskaliśmy wsparcie polityków i osób odpowiedzialnych za stan środowiska w woj. lubuskim i wielkopolskim. Nie jest sprawą codzienną w naszym kraju, by pod Deklaracją Programową swój podpis, w imieniu ponad 343 tys. mieszkańców 32 gmin, złożyło 32 wójtów i burmistrzów.
Rozwój gospodarczy regionu, działania na rzecz agroturystyki, turystyki, w tym turystyki wodnej szlakiem Obry i Jezior Obrzańskich, propagowanie stosowania naturalnych metod uprawy ziemi, budowę więzi społecznych to zadania zapisane we wszystkich strategicznych dokumentach obu województw, to cele, które my przekładamy na konkretne działania.
Ale uchwała programowa, choćby najlepsza, to chyba trochę mało?
Oczywiście, te hasła są naszymi drogowskazami, my zaś chcemy je przekładać na konkretne działania. Wpierw zadbaliśmy o solidną podbudowę w postaci "Programu dla rzeki". W dokumencie tym podjęliśmy próbę zinwentaryzowania stanu posiadania, określiliśmy też potrzeby i priorytety. Zadbaliśmy, by program odpowiadał potrzebom i oczekiwaniom, ale również możliwościom gmin i mieszkańców dorzecza.
W tym miejscu chciałbym przedstawić kilka najistotniejszych elementów programu. Okazuje się, że 90% mieszkańców korzysta z urządzeń wodociągowych. Ale tylko 40% ma dostęp do sieci kanalizacyjnych i oczyszczalni. Z dobrodziejstw systemów sanitarnych korzystają w większości mieszkańcy miast i wsi będących siedzibami urzędów gmin, a jedynie sporadycznie mieszkańcy pozostałych wsi. Ciekawostką jest, że spośród miast jedynie Koźmin Wlkp. (źródła Obry) i Skwierzyna (ujście Obry do Warty) pozbawione są oczyszczalni, w pozostałych miastach oczyszczalnie funkcjonują, choć często pozostawiają wiele do życzenia. Program wskazuje, że na wykonanie priorytetowych inwestycji w zakresie przewidzianym unijnymi dyrektywami należałoby wygospodarować kwotę ok. 233 mln. zł.
Ale to przecież tylko cząstka problemu. Dyrektywy unijne dotyczą bowiem aglomeracji zamieszkiwanych przez co najmniej 2 tys. mieszkańców, a przecież dorzecze Obry to region typowo rolniczy.
Dotyka Pan sprawy najważniejszej. Mówiłem już przecież o agroturystyce, rolnictwie ekologicznym, o priorytecie w postaci rozwoju obszarów wiejskich. A skoro tak, musimy mieć pomysł również, a może przede wszystkim, dla wsi. I my ten pomysł mamy. Bardzo mocno liczymy na pomocowe środki z funduszu SAPARD, w oparciu o które zamierzamy uzbroić w infrastrukturę największe wsie, o kluczowym znaczeniu. Ale mamy też coś dla niewielkich osad, a nawet pojedynczych siedliskowych zagród. Wskazujemy, że ok. 15% mieszkańców regionu wyposażonych być winno w systemy indywidualne. Tu zaś szczególnej uwadze polecamy oczyszczalnie roślinno-stawowe jako ostateczny system doczyszczający. Realizujemy już nawet - z dużymi efektami - pilotażowy program budowy tychże oczyszczalni na terenie gmin-członków Stowarzyszenia, tak aby przybliżyć to rozwiązanie rolnikom, aby wskazać prostotę wykonania i funkcjonowania i stosunkowo niskie koszty, a przy okazji wzmocnić (czasem obudzić) świadomość.
Czemu właściwie roślinno-stawowe. Przecież praktyka wskazuje, że bardziej popularne, a często tańsze, są oczyszczalnie rozsiąkowe?
Tańsze, dostępne, łatwe w montażu - klocki Lego. Ale roślinno-stawowe to nie tylko oczyszczalnie, to równocześnie element kształtowania krajobrazu, to cenny przyrodniczo obszar wodny, będący ostoją wielu gatunków roślin i zwierząt. Wielkopolska przecież stepowieje. Stąd potrzeba małej retencji. I jeszcze jedno, najpopularniejsze oczyszczalnie rozsiąkowe w rezultacie wiążą się z użyciem jako filtra gleby. Oczyszczalnie zaś roślinno-stawowe to system osadników i filtrów. Odpowiednio dobrane pozwalają bezpiecznie wykorzystać wody odzyskane (ścieki oczyszczone) w sposób neutralny dla środowiska. Zamierzamy również wyposażyć największe w regionie oczyszczalnie w system doczyszczenia ścieków oczyszczonych, tworząc sieć obszarów zalewowych, na których prowadzona będzie produkcja biomasy. Ten pomysł, w oczach odwiedzających nas przyrodników z Zachodu, traktowany jest w kategoriach rewelacji. Zbieżny jest on bowiem z prowadzonymi przez Niemców i Holendrów pracami nad renaturyzacją obszarów. Spodziewamy się, że obok efektu w postaci podniesienia biologicznej czystości rzeki uzyskamy, w połączeniu z odpowiednim zagospodarowaniem osadów ściekowych, bardzo wysokiej klasy naturalny nawóz.
Widzę, że macie Państwo pomysły na każdą okazję. Jaką praktyczną formę stosujecie w Stowarzyszeniu, by wiedzę upowszechniać?
Jako Zarząd Stowarzyszenia dbamy, by nasze spotkania miały charakter warsztatów. Każda z gmin ma się czym pochwalić, musi też nad czymś popracować. Wymieniamy więc doświadczenia na temat np. produkcji trawników celem zagospodarowania osadów, czy też gospodarki wodno-deszczowej. Korzystamy też z uwag naszych zaproszonych ekspertów. Na efekty nie trzeba długo czekać. W lutym np. odbyliśmy spotkanie, w ramach którego zaproszeni eksperci omówili procedury prawne projektowania i uzgadniania dokumentacji dla "małych" oczyszczalni. Wcześniej wciąż docierały do nas głosy o problemach, wątpliwościach, czasem wręcz utarczkach z nadzorem budowlanym. Od tego spotkania sprawy toczą się wartko, bez niepotrzebnych utrudnień i zbędnej biurokracji.
Mówi Pan o działaniach pilotażowych, organizacyjnych i promocyjnych. Ale przecież prawdziwe efekty zapewni nam realizacja inwestycji. Czy na to również macie receptę?
Doskonale zdajemy sobie sprawę, że pieniędzy nie znajdziemy tu w regionie. Stąd od pierwszego dnia pracy w Stowarzyszeniu nastawiliśmy się na pozyskanie środków w ramach programów pomocowych. Opracowaliśmy i złożyliśmy projekt do Programu ISPA. Od 2 lat intensywnie zabiegamy, by ten dokument uzyskał wsparcie. Wszystko przemawia za tym, że tak naprawdę fundusze z Programu ISPA skonsumują wielkie miasta. Ale my nie zamierzamy się poddać. W czerwcu odbyliśmy niezwykle obiecujące rozmowy z ministrem Żelichowskim i odpowiadającymi za integrację europejską oraz inwestycje dyrektorami departamentów MŚ. Zwłaszcza spotkanie z panem Mikułą - do niedawna prezesem Polskiego Klubu Ekologicznego - oraz z panem Swatoniem, wiceprezesem Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, budzą nadzieje na korzystne dla nas rozwiązanie systemowe.
To są działania perspektywiczne. Lecz co będzie, gdy okażą się na razie niemożliwe do spełnienia?
Mówiłem już o funduszu SAPARD, do którego pretendować będą stowarzyszone gminy. Województwo lubuskie już dziś dysponuje środkami z funduszy PHARE i w oparciu o nie budowana jest np. oczyszczalnia w Skwierzynie. Nie mamy wyboru, nikt nie zainwestuje tu swoich pieniędzy, nikt nie przyjedzie na wypoczynek jeżeli nie stworzymy infrastruktury na odpowiednim poziomie. Jeżeli nie potrafimy zapanować nad degradacją środowiska stracimy opinię producenta dobrej żywności...
Ale do tych pieniędzy trwa wyścig. Jak chcecie go wygrać?
Myślę, że będziemy wygrywać dlatego, że myśląc globalnie działamy lokalnie, a nie na odwrót. Ta mądrość doprowadziła do powstania Stowarzyszenia, ale też powoduje, że powołując je nie zwolniliśmy się z obowiązku lokalnego myślenia i działania, a zwłaszcza z lokalnej oceny zamierzeń i działań Stowarzyszenia. Myślę, że w tym właśnie tkwić będzie nasza siła. Razem budować będziemy poparcie, społeczną akceptację, polityczne wsparcie. Razem jako Stowarzyszenie i odrębnie jako gminy, zależnie od okoliczności sięgać będziemy po środki. Jesteśmy pierwszym i na razie jedynym zlewniowym Stowarzyszeniem w regionie. W ubiegłym roku, gdy wręczano nagrody w konkursie "Lider Polskiej Ekologii", na targowej hali spotkała się więcej niż połowa wójtów i burmistrzów stowarzyszonych gmin. Niektórzy odbierali nagrody w kilku kategoriach. Chyba nie przypadkowo.
Co wobec tego będzie priorytetem i jakie są najbliższe plany działań?
Oczywiście poszukiwanie środków na działania strukturalne. W tym miejscy myślę, o procesach wodociągowania, kanalizowania i oczyszczania ścieków, zarówno w fazie inwestycji, jak i eksploatacji. To również działania dotyczące poprawy turystycznego zagospodarowania rzeki. Związek inicjuje, wspiera, a czasem znajduje środki na utrzymanie drożności rzeki oraz porządkowanie koryta i brzegów. I chcę raz jeszcze podkreślić znaczenie jakie przywiązujemy do edukacji ekologicznej, rolniczej i gospodarczej mieszkańców wsi. Tę sprawę traktujemy bez mała w kategoriach naszej misji.
I już całkiem na zakończenie chcę z dumą podkreślić, że Obra dzięki Stowarzyszeniu - działającemu od dwóch lat - stała się tematem licznych prac magisterskich i jednego przewodu doktorskiego oraz przedmiotem wielu artukułów i publikacji. Chcę również dopowiedzieć, iż pomimo, że składka na Stowarzyszenie jest jedną z najniższych mi znanych - wynosi 20 gr na 1 mieszkańca na rok - to zdołaliśmy w oparciu o nią i pracę społeczną Zarządu oraz wszystkich członków opracować dokumenty programowe, na które inni wydali miliony. I myślę, że to jest Wielkopolska właśnie.
Dziękuję za rozmowę.
Artykuł archiwalny (Przegląd Komunalny, nr 6/2002, www.abrys.pl)
Adam Koziński
Ur. w 1956 r., mgr inż. mechanik; przewodniczący Zarządu Stowarzyszenia Gmin Nadobrzańskich, zastępca burmistrza w gminie Międzyrzecz.
sobota 12 lutego 2005